|
2006-05-13 "Sprinterzy i Długodystansowcy" - rozmowa z Andrzejem Wójtowiczem, właścicielem SK Bełżyce
P.: Jaki był Pana pierwszy koń?
A.W.: Był to koń pół krwi.
P.: Co w takim razie zachwyciło Pana w koniach arabskich? Co takiego dostrzegł Pan w tej rasie, że aż założył Pan hodowlę? Nie jest to przecież rasa wyścigowa.
A.W.: Konie arabskie biorą udział w wyścigach i nieźle sobie radzą. Już w1929 roku przyjęło się w Polsce, że araby poddawane są próbie dzielności – tak jak to robili kiedyś Beduini. A urzekło mnie w nich piękno: bukiet, dostrzegalny nawet dla laika – dumnie uniesiony ogon, głowa, szyja. Ich uroda działa na wyobraźnię człowieka, widać to np. w dziełach Juliusza Kossaka. Na jego obrazach nie dostrzeżemy folblutów; wyłącznie konie arabskie.
P.: Pierwszy koń arabski, który pobudził Pana wyobraźnię to…
A.W.: Klacz Waćpanna. Miała 17 lat, gdy wystawiono ją na aukcji w Janowie. Próbowałem ją kupić, niestety zostałem przelicytowany. Wtedy nie wiedziałem, kim jest kobieta, która mnie przebiła – potem okazało się, że to Shirley Watts, żona perkusisty Rolling Stonesów.
P.: Jaka jest psychika konia arabskiego?
A.W.: To konie bardzo wrażliwe, które ufają człowiekowi i przywiązują się do niego. Pochodzenie tej rasy udokumentowano w księgach stadnych już przed wiekami. Psychikę młodego konia można porównać z psychiką dziecka. Dziecko z sierocińca, zagubione i przestraszone, staje się idealne, gdy zazna ciepła rodzinnego. Tak samo koń arabski: rodzi się nie do końca ufny, bo w genach ma zakodowaną lekką nadpobudliwość, płochliwość, brak zaufania. Gdy jednak od pierwszych godzin życia dozna od hodowcy ciepła i właściwego traktowania, staje się przyjazny i wierny człowiekowi. Zupełnie jak pies – poszedłby za nim choćby i na ostatnie piętro.
P.: W różnych częściach Europy są preferowane różne wzorce koni arabskich. Uważa się, że każda linia żeńska ma swój określony typ. Pan też posługuje się jakimś wzorcem?
A.W.: Nie. Patrzę na klacz, porównuję ją z ogierem, z którym chcę ją skojarzyć. Wiem, które cechy są u niej bardzo dobre, a które trzeba poprawić. To samo z ogierem – zastanawiam się, które cechy może przekazać potomstwu. Jeśli wydaje mi się, że dobre cechy ojca i matki mogą zaowocować udanym potomstwem, kojarzę klacz z ogierem. Oczywiście nie zawsze uda się uzyskać wymarzony efekt. Nie ma stuprocentowej pewności, że czempionka świata skojarzona z czempionem świata urodzi czempiona świata. Jeśli ktoś na to liczy, przeżyje rozczarowanie.
P.: W każdej dziedzinie życia panują różne mody, trendy. Czy hodowcy też ulegają modzie?
A.W.: Mniej więcej co dziesięć lat zmienia się typ konia arabskiego, który jest najbardziej pożądany. Może to być moda na krótkie głowy z szerokim czołem i dużym okiem, albo na dłuższe głowy i szczupaczy pysk. Najczęściej związane jest to z promocją koni, które w danym okresie wygrywają największe pokazy na świecie. Bo jeśli określony typ wygrywa, to każdy hodowca zaczyna dążyć do tego, by mieć konie tego typu. Kryje więc klacze nasieniem słynnego czempiona, z nadzieją, że potomek pójdzie w ślady ojca. Zdobycie nasienia ogiera, którym chcemy pokryć klacz, a który jest w Stanach Zjednoczonych, Argentynie czy innym dowolnym kraju, nie stanowi już problemu – to kwestia najwyżej 24 godzin.
P.: To oznacza, że chcąc wygrywać, musimy się podporządkować modzie.
A.W.: Możemy się podporządkować i próbować iść z duchem czasu – tylko że i tak nie zdążymy. Jeżeli czempion świata ma około pięciu, sześciu lat, a my pokryjemy nim klacz, to dorosłego konia, który może mieć szansę na czempionat, mamy za kolejne cztery-pięć lat. A to może oznaczać kolejną zmianę mody! Dlatego też uważam, że lepiej iść w zaparte, hodować swój typ, swój wzorzec konia arabskiego, który w którejś dekadzie stanie się modny. I wtedy zwyciężyć.
P.: Jaki jest Pana pomysł na takie wychowywanie arabskich źrebiąt, by nie tylko pięknie wyglądały, ale i sprawdziły się w próbie dzielności?
A.W.: Odchowanie źrebiąt jest dość skomplikowaną i trudną procedurą – nie wszystkim się to udaje. Koń potrzebuje nie tylko odpowiedniego żywienia, ale i odpowiedniej porcji ruchu, czyli obciążenia organizmu ćwiczeniami fizycznymi. U mnie już trzy-czterodniowe źrebaczki idą do pracy – leciutkiej oczywiście – razem z klaczami. Niemal od pierwszych godzin życia są ukierunkowane na trening. Bo tylko trening, ruch pozwala koniom rozwinąć się w taki sposób, by mogły kiedyś wziąć udział w czempionatach czy wyścigach, albo i w jednym, i w drugim. Polski arab jest w zasadzie jedynym na świecie koniem arabskim, który łączy w sobie piękno i dzielność.
P.: Jak odbywa się trening konia arabskiego? Jak wygląda jego rozwój od źrebaka do rozpoczęcia treningu wyścigowego?
A.W.: Koń jest istotą myślącą: jak nie musi się wysilać, to się nie wysila. Podbiegnie sobie kawałek dla zużycia energii, a potem stoi, pasie się, albo przygląda innym koniom. Dlatego musi być poddawany ciągłemu treningowi. Jeśli nie zmusimy konia, żeby się ruszał, nie rozwiniemy u niego mięśni serca i płuc. Wówczas będzie miał on mniejsze szanse w próbie dzielności bez względu na to, czy będzie to próba rajdowa czy wyścigowa. Człowiek także, jeśli chce coś osiągnąć w sporcie wyczynowym, nie może poprzestać na joggingu, uprawianym do momentu zmęczenia. Musi zwiększać obciążenia, jakim podlegają jego mięśnie. Oczywiście ani człowieka, ani konia nie wolno zmuszać do wysiłku na okrągło, ponieważ żaden organizm tego nie wytrzyma. Trening musi być odpowiednio dozowany, w odpowiednich odstępach czasu i pod bacznym okiem hodowcy lub trenera, który wie, kiedy należy przycisnąć, a kiedy odpuścić. Oczywiście w treningu konia bardzo ważny jest dobór odpowiednich pasz, witamin, mikroelementów, żeby trening nie odbywał się kosztem organizmu.
P.: W jakim wieku należy rozpocząć intensywny trening konia?
A.W.: Na początku źrebak biega przy matce, później z rówieśnikami. Dwulatek jest zajeżdżany i idzie pod siodło. W tym czasie konie, które mają odpowiedni bukiet arabski biorą udział w czempionatach.
P.: Kiedy podejmuje się decyzję, czy koń ma biegać, czy nie? Zdarza się, że hodowcy rezygnują z treningu wyścigowego. Jak rozumiem, czegoś tego konia pozbawiają.
A.W.: Konie arabskie, które są później używane w hodowli, powinny być poddane próbie dzielności. Klacz, która przeszła próbę dzielności, jest lepszą matką, łatwiej jest jej znieść poród, szybciej się po nim pozbiera. Ĺšrebak jest lepiej odchowany, ponieważ taka klacz umie zawalczyć o pozycję w stadzie, tym samym ucząc źrebaka odwagi. Natomiast klacze, które nie były poddane próbie dzielności, mają słabsze umięśnienie i słabszą psychikę. Wychowują więc słabsze źrebaki. Jeśli przez kilka pokoleń nie poddalibyśmy koni próbie dzielności, dochowalibyśmy się koślawych nóg. Stadniny państwowe, które prowadzą dobrą politykę selekcyjną, poddają próbie dzielności wszystkie konie, które rokują nadzieje w hodowli. Rezygnują z poddawania próbie dzielności tylko tych ogierów, które zostaną np. wałachami lub będą używane w rekreacji. Nie opłaca się w nie inwestować. Ogiery, które mają szansę zostać reproduktorami i klacze, które rokują jako matki, poddawane są próbie dzielności bez względu na to, czy wcześniej zdobyły tytuł w czempionacie.
P.: Co oznacza rok treningu w życiu konia? Czy musi spędzić ten czas na Służewcu?
A.W.: Od kilku lat ośrodków treningowych jest w Polsce dużo, i to takich, które mają lepsze warunki bytowe i logistyczne niż Służewiec. Koń musi się zapoznać ze stajnią, z załogą. Przyjmuje siodło, przyjmuje jeźdźca, jest ujeżdżony, następnie przez odpowiednią liczbę dni, tygodni czy miesięcy trenowany. Uczy się wchodzić do maszyny startowej, ścigać się, rywalizować z innymi końmi. Następnie przychodzi okres startów. Można wtedy zweryfikować jego umiejętności.
P.: Dysponuje Pan własnym torem, własnymi maszynami. Czy dzięki temu Pana konie są lepiej przygotowane do próby dzielności?
A.W.: Na pewno są przygotowywane inaczej – bardziej rzetelnie. Mając dużą halę do treningu zimowego, jesteśmy uniezależnieni od temperatury, śniegu, deszczu – ogólnie rzecz biorąc, od pogody. Gdy nie ma takiej hali, a na dworze jest ślisko, konie nie mogą być trenowane, ponieważ może dojść do kontuzji. Również logistyka i podejście mają duży wpływ na przygotowanie. Uważam, że co papieskie papieżowi, a co cesarskie, cesarzowi. To znaczy, koniowi trzeba dać to, co mu się należy.
P.: Na Służewcu nie ma hali. Czyli przez cale lata konie były tam niejako koszarowane, biegały bądź nie, w zależności od pogody.
A.W.: Halę przewidziano tylko w projekcie, w 1925 roku. Ten projekt nie został nigdy zrealizowany, i chyba już raczej nie zostanie.
P.: Czy konie bardzo przeżywają swój pierwszy start?
A.W.: Każdy koń ma inną osobowość. Niektóre denerwują się przed wyścigiem, pocą się nadmiernie. Inne podchodzą do tego spokojnie. Ludzie podobnie. Jedni przed egzaminem przeżywają stresy, inni zdają egzamin z marszu.
P.: Jaki był Ar-Rahman? Albo Gwaro?
A.W.: Gwaro jest przykładem ogromnego spokoju. Nigdy nie denerwował się ani przed wyścigiem, ani podczas wyścigu. A po gonitwie, gdy inne konie mocno sapały, on już oddychał równo. To był chyba jedyny koń, który w ogóle nie przejmował się wyścigami! To widać na filmie: po wyścigu Derby – to najdłuższy dystans dla koni arabskich, trzy tysiące metrów – stoi na padoku, czekając na dekorację. Podchodzą panowie, stroją go, klepią, a on nie cofa się, nie reaguje, jemu to nic nie przeszkadza! Przyjmuje hołdy jako coś, co mu się słusznie należy. To było piękne. Konie po Ar-Rahmanie nie są aż tak spokojne, choć też nie ma z nimi większych problemów. Przyjmują trening w sposób należyty. Są ostrzejsze niż Gwaro, chętniej się ścigają, ale trening nie pozostawia u nich żadnych negatywnych zmian w psychice.
P.: Kiedyś toczył się spór o to, na jakim dystansie powinny biegać konie arabskie.
A.W.: Ten spór nadal się toczy. Dotyczy tego, czy konie arabskie powinny biegać tylko i wyłącznie średnie i długie dystanse, czy także krótsze, np. 1600 metrów. Uważam, że to powinno zależeć od konia. Jeden woli krótki dystans, inny długi. Podobnie jest u ludzi – mamy sprinterów i długodystansowców. W Polsce istniało na przykład lobby, które uważało, że polski arab jest wyłącznie koniem długodystansowym i nie powinien biegać na tysiąc metrów, jak to ma miejsce we Francji, Rosji czy Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Ja jestem zwolennikiem zróżnicowania. Według mnie, konie arabskie powinny brać udział w wyścigach od tysiąca metrów do dziesięciu kilometrów. Niektóre konie są wybitnie długodystansowe, inne przejawiają skłonności sprinterskie i należałoby im pozwolić, by pokazały, na co je stać.
Rozmawiała Alicja Rojek
|